Artykuł przedstawia dokładny przebieg akcji dywersyjnej podczas II Wojny Światowej; akcji, która miała miejsce w pobliżu Urli.

W lutym 1944 Kierownictwo Walki Podziemnej nakazało Kedywowi K-dy Gł. nową serię uderzeń odwetowych na niemieckie pociągi frontowo-urlopowe. W ramach tych akcji jedno uderzenie zlecono żołnierzom baonu "Zośka". Celem ataku miał być pośpieszny Urlaubfrontzug jadący z Wołkowyska do Berlina, na linii kolejowej Białystok-Warszawa.

Przyszłą akcję traktowano szczególnie starannie. Jej wykonanie miało być zarazem elementem praktycznego szkolenia dywersyjnego prowadzonego od 1942 w Grupach Szturmowych.

Andrzej Romocki "Morro"

Rozpoznanie

Por. "Jerzy" przygotowanie akcji powierzył pchor. "Morro", dowódcy 2. kompanii "Rudy" baonu "Zośka". Rozpoznanie prowadzono od końca marca. W tym czasie patrole rozpoznawcze wielokrotnie wyjeżdżały w teren. "Morro" początkowo zaangażował do rozpoznania żołnierzy plutonu "Sad". Wśród nich byli "Jurras" Jerzy Grundman, "Mietek" Jan Reutt i "Zdzisław" Zdzisław Unieszowski. Jako miejsce wykonania akcji wybrano przepust nad rzeczką Rządzą, niedaleko wsi Klembów.

Jednak po kilkakrotnym przeanalizowaniu terenu, zmieniono pierwotny projekt. Ostateczne rozpoznanie, które stało się podstawą planu akcji, dokonane zostało 25 IV 1944 przez żołnierzy plutonu "Alek": "Lolka" Leonarda Pecynę, "Sigmę" Zygmunta Śluzka i "Kolkę" Czesława Nantela. Opracowali oni odcinek trasy kolejowej Tłuszcz-Urle i wybrali na niej sześć miejsc dogodnych do wykolejenia pociągu. Spośród tych sześciu zaproponowanych miejsc ostateczny wybór padł na skrzyżowanie linii kolejowej z szosą, prowadzącą z Jadowa w kierunku Wyszkowa, niedaleko wsi Szewnica. Po obu stronach toru znajdował się tam rzadki, sosnowy las. Skuteczniejszą osłonę stanowić miały sągi drzewa ułożone w odległości ok. 40 m od toru. Linia kolejowa na całym wybranym odcinku biegła prosto, baz żadnych łuków, na niedużym nasypie.

Rozpoznane siły niemieckie przedstawiały się następująco:

- w Tłuszczu: 16 żandarmów, kilku Bahnschutzów i sześciu granatowych policjantów

- w Jadowie: dziesięciu żandarmów [nie zawsze]

- w Budziskach k. Łochowa: 12 żandarmów koło tartaku "Stefania"

- w okolicach Łochowa: baraki załogi wystawiającej posterunek na moście w Urlach.

Na obserwowanej trasie ruch pociągów był raczej średni, np. rano 29 III 1944, w ciągu 3,5 godz. przeszło w obu kierunkach jedynie 9 pociągów. Zadecydowano wykolejenie pośpiesznego pociągu wojskowego, który w ciągu kilku dni przechodził przez obserwowany odcinek punktualnie o godz. 21:30.

26 IV 1944 w godzinach południowych "Kołczan" [Eugeniusz Koecher] wyznaczony na dowódcę akcji, otrzymał od "Andrzeja Morro" rozkaz:

Dn.27.4 w godzinach wieczornych wykonać wykolejenie i ostrzelanie pociągu pośpiesznego SFR Wołkowysk-Warszawa, przyjeżdżającego do W-wy Głównej o godz. 23:04, na trasie Tłuszcz-Urle [...] Pełne zapotrzebowanie na ludzi, broń, sprzęt, środki lokomocji przedstawić mi dziś do godz. 19. Kontakt na sanitariat przez sanitariuszkę plutonową.

Jeszcze przed otrzymaniem tego rozkazu "Kołczan" wydał kilku ludziom rozkaz przewiezienia broni i materiałów minerskich z magazynu batalionu w Kobyłce-Brzozówce wprost na miejsce koncentracji, które wyznaczono w gęstym zagajniku w pobliżu toru. Znajdowała się tam nie wykończona chałupa, bez drzwi i okien. Broń przewozili m.in.: Witold Sikorski "Boruta", Andrzej Błędowski "Bury", Tadeusz Wiśniewski "Wilk" i Andrzej Wajcowicz "Baca".

Pod wieczór 26 IV 1944 większość uczestników akcji była już na miejscu koncentracji oddziału.

Następnego dnia, nad ranem, pociągami przybyły ostatnie grupy, m.in. grupa pod dowództwem Juliusza Bogdana Deczkowskiego "Laudańskiego" [był w niej Krzysztof Kamil Baczyński], która przywiozła zapas żywności dla 38 ludzi. Tyle osób wyznaczono do wykonania akcji. Przybyły także dwie sanitariuszki plutonu Dorota Łempicka "Dorota" i Maria Swierczewska "Maryna", oraz łączniczka Anna Wajcowicz "Hanka Kołczanka". Przybyli także dwaj obserwatorzy akcji: z ramienia dowódcy kompanii Jerzy Jagiełło "Florian" oraz z ramienia dowódcy baonu Władysław Cieplak "Giewont".

Mimo sporej liczby ludzi, skupiony wokół chałupki oddział zachował kompletną ciszę. Wokół miejsca koncentracji rozstawiono czujki obserwacyjne.

 

Akcja

27 IV 1944 ok. godz. 20:30 "Kołczan" nakazał zdjęcie czujek i wymarsz na miejsce akcji. Całość oddziału podzielono na cztery grupy:

- grupa I atak, dowódca Andrzej Długoszowski "Andrzej Długi" - "Klanecki", ostrzelanie pociągu po wykolejeniu i ubezpieczenie oddziału po wykonaniu zadania.

- grupa II minerzy, dowódca "Lolek", założenie i odpalenie ładunków wybuchowych

- grupa III atak, dowódca Jerzy Ochrimowicz "Dżems", ostrzelanie pociągu i wstrzymanie ewentualnego kontrataku Niemców

- grupa IV odwód, dowódca "Laudański", włączenie się do ataku w razie potrzeby.

Uzbrojenie oddziału wyglądało następująco: 2 rkm Browning + 12 magazynków, 8 pistoletów maszynowych, 6 karabinów, 18 sztuk broni krótkiej, 20 granatów plastykowych, 7 granatów uderzeniowych, 1800 sztuk amunicji pistoletowej i karabinowej.

"Kołczan" wysłał w kierunku torów Mieczysława Szymańczuka "Symbora", który jako zawodowy kolejarz, miał rozpoznać właściwy pociąg i sygnałami latarki powiadomić o jego zbliżaniu się "Hankę Kołczankę" stojącą między nim a dowódcą akcji. Tymczasem minerzy "Lolka" szybko i sprawnie zakładali ładunki - choć nie było to łatwe...

Przez teren akcji najpierw przeszedł patrol Bahnschutzów, później przejechał pociąg towarowy, co spowodowało chwilowe przerwanie prac. Mimo tych trudności, w planowanym czasie założono 2 miny w odległości 100 m jedna od drugiej, do których podłączono przewody zapalarki. Gdy minerzy wykonali swoje zadanie i odskoczyli do pobliskich zarośli, przez teren akcji powoli przejechał krótki pociąg pancerny patrolujący trasę. Gdy ten niespodziewany zestaw przejechał spokojnie w kierunku Urli, w tej samej chwili "Symbor" dał sygnał latarką o zbliżaniu się pociągu urlopowego SF 77. Teraz ważne były sekundy. "Florian", który był jedynie obserwatorem, nie wytrzymał nerwowo i dał rozkaz odpalenia ładunku.

Za wcześnie! Pierwsza mina eksplodowała przed parowozem. Tuż po niej wybuchła druga mina. Na komendę "Kołczana" I grupa ataku prowadzona przez "Klaneckiego" zbliża się do nasypu. Słychać eksplozje granatów. Ogień otwierają 2 rkm-y i 8 peemów. "Maryśka" i "Dżems" strzelają z rkm-ów wzdłuż wysadzonego, leżącego już na boku pociągu. Po chwili gęstego ognia, "Kołczan" nakazuje odwrót. W tej chwili, z ostatniego, niewykolejonego wagonu rozpoczął ostrzał niemiecki karabin maszynowy. Niemcy włączyli reflektor. Ich ogień nie wyrządził biegnącym przez pola szturmowcom żadnych szkód.

 

Odskok

Wkrótce Niemcy rozpoczęli akcję pościgową zakrojoną na szeroką skalę.

Alarmowo ściągnięto większe jednostki wojska, żandarmerii i policji. Grupa "Kołczana" szybkim marszem oddalała się w kierunku Wyszkowa. Klucząc leśnymi drogami, prowadzony przez lokalnych przewodników z GS, nad ranem oddział znalazł się w młodym, gęstym zagajniku, w którym przeczekano w zupełnej ciszy i bezruchu cały dzień 28 IV 1944.

W nocy z 28/29 IV przybył łącznik z lokalnego oddziału AK, który przeprowadził oddział do gajówki Giziewiczka. Położona wśród bagien i lasów, między Wyszkowem a Kamieńczykiem nad Bugiem, miała w zasadzie tylko jedno dojście - drugie, po drewnianych balach ułożonych na bagnie, służyło jedynie wtajemniczonym. Po tych balach oddział odmaszerował o świcie 29 IV.

W okolicy gajówki Giziewiczka i sąsiadującej z nią gajówki Kokoszczyzna nastąpiło rozwiązanie oddziału. Broń, starannie owiniętą i zabezpieczoną przed wilgocią, ukryto w ziemi. Wszyscy pojedynczo, z różnych stacji, mieli wracać do Warszawy różnymi pociągami, do których wsiadanie zalecono w ostatniej chwili przed odjazdem. Tylko jednej parze nie udał się szczęśliwy powrót do stolicy... Antoni Sygietyński "Antek" i Włodzimierz Chrobak "Dziodek" byli już w pociągu mającym ruszyć z Wyszkowa, gdy do ich przedziału wpadł patrol żandarmów. Był to klasyczny "nalot na szmuglerów" wożących na tej trasie żywność. Na oczach wszystkich pasażerów, żandarm począł bić kobietę, która za nic nie chciała oddać mu swojej bańki z mlekiem. To co stało się później opisał "Laudański":

[...] I w tym momencie stała się rzecz niespodziewana. "Dziodek", który stał z "Antkiem" obok żandarma, zadał mu błyskawiczny cios pięścią w szczękę. "Antek" nie czekał, lecz trzepnął szkopa z drugiej strony. Kilka szybkich, mocnych uderzeń i "Dziodek" z "Antkiem" zostawili oszołomionego Niemca w przedziale, szybko opuścili wagon, przeskoczyli ogrodzenie peronu i pobiegli w stronę lasu.

Lecz ucieczka, początkowo pomyślna, zakończyła się tragicznie: "Dziodka" zastrzelili zaalarmowani Niemcy na miejscu, a postrzelonego "Antka" wzięli na posterunek żandarmerii, gdzie po kilku dniach został zakatowany.

Wyszkowskie GS-y po jakimś czasie zlikwidowały żandarma Heinricha, który najbardziej znęcał się nad ujętym harcerzem.

Podsumowanie

Wykolejenie pociągu pośpiesznego na trasie Tłuszcz-Urle było ostatnią akcją kolejową baonu "Zośka". Akcja, pomimo strat poniesionych w czasie odwrotu, była udana.

W pociągu śmierć poniosło 36 oficerów i żołnierzy, 32 zostało ciężko, a 180 lżej rannych. Przerwa w ruchu kolejowym trwała 26 godzin.

 

  

Źródła:

www.urle.info.pl - Portal mieszkańców i przyjaciół miejscowości Urle.

www.wikipedia.org - Encyklopedia powszechna pisana i redagowana przez internautów